Św. Józef z Kupertynu


|  Dzieciństwo   |   Spełnianie marzeń   |  Najtrudniejszy egzamin    |  Walka z wadami i rozwijanie cnót   |
|  Pierwsza lewitacja   |   Czasy cudów i czasy próby  |

 

Wychowywany w wielkiej biedzie i bez ojca, ciężko chory i cudownie uzdrowiony, niewykształcony i niezdarny, zadłużony i odrzucany, oskarżany i izolowany… jednak w tym wszystkim oddany Bogu i święty – Józef z Kupertynu.

Dzieciństwo


Józef Maria Desa urodził się w 1603 r. w Kupertynie we Włoszech. Zanim przyszedł na świat, jego ojciec Feliks zadłużył się i musiał uciekać przed wymiarem sprawiedliwości. Ukrywał się w lesie. Powodem była nieroztropna pomoc przyjaciołom, którzy okazali się nieuczciwi. Matka, która miała na imię Franciszka, musiała wychowywać dzieci sama. Józef i jego siostra Livia otrzymali dobre chrześcijańskie wychowanie, ponieważ ich mama była bardzo szanowaną tercjarką franciszkańską. Józef, mimo iż miał biednych rodziców, został posłany do szkoły (w tamtych czasach nie każdy rodzic mógł sobie pozwolić na takie wydatki).

Podczas edukacji młody Józef poważnie zachorował. Na pośladku wyrósł mu jakiś guz nowotworowy, doprowadzając do gangreny i unieruchamiając go w łóżku na pięć lat. Dzieciństwo spędził praktycznie w samotności, ponieważ jego noga wydzielała nieznośny zapach. Opiekowała się nim Franciszka, która starała się pomóc swemu synkowi. Po nieudanych próbach uleczenia go przez lekarzy, matka wzięła konia i zawiozła Józefa do sanktuarium Matki Bożej Łaskawej w pobliskim Galatone. Tam został cudownie uzdrowiony i mógł wrócić do domu na własnych nogach.

Spełnianie marzeń


Józef zdołał ukończyć jedynie szkołę podstawową i to z wielkim trudem, gdyż nie miał zdolności do nauki. W 17 roku życia zaczął poszukiwać pracy. Po jakimś czasie najął się w warsztacie mistrza szewskiego. Nie popracował tam zbyt długo, ponieważ okazał się nieporadny i niezdolny do poważnych zadań.

Największym marzeniem Józefa było wstąpienie do zakonu, dlatego po nieudanej karierze szewca postanowił pójść za głosem serca. Na początku próbował dostać się do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. Mimo licznych i usilnych próśb odmówiono mu. Józef nie zrezygnował, ponieważ czuł, że jego powołaniem jest życie zakonne, i szukał dalej. Po kilku innych niepowodzeniach trafił w końcu do klasztoru braci kapucynów. Jednak po ośmiu miesiącach został wydalony, ponieważ uznano, że się nie nadaje (w opinii było napisane m.in., że Józef nie potrafi wykonywać żadnych praktycznych prac, nawet zmywać naczyń).

Odrzucony młodzieniec wstydził się wrócić do domu. Udał się więc do swojego wuja – Franciszka Desa, franciszkanina, który głosił rekolekcje wielkopostne w Avetrana. Tam Józef dowiedział się, że jego ojciec Feliks nie żyje oraz że grozi mu więzienie, ponieważ odziedziczył po ojcu długi, których nie jest w stanie spłacić. Po tych przykrych wiadomościach dyskretnie powrócił do domu. Jego matka próbowała uprosić przyjęcie Józefa do zakonu franciszkanów – jednak bez skutku. Powodem był przepis, który zabraniał przyjmowania zadłużonych kandydatów.

Zrezygnowany Józef postanowił ukryć się w sanktuarium Najświętszej Panny z Grotella, oddalonym o kilka kilometrów od Kupertynu, którym opiekował się jego drugi wuj, Giandonato Caputo, franciszkanin. Niestety spotkał się tam z niemiłym przyjęciem i gdyby nie miłosierdzie brata zakrystiana, który pomógł mu ukryć się na strychu kościoła, musiałby uciekać do lasu (tak jak wcześniej uczynił to jego ojciec Feliks). Józef przebywał tam przez ponad pół roku, żywiąc się resztkami z kuchni. Gdy o losie bratanka dowiedzieli się wspomniani wujowie, zlitowali się nad nim i zgodzili się przyjąć go jako tercjarza franciszkańskiego. Dzięki temu Józef stał się niezależny od władzy świeckiej i od tej pory mógł spełniać swoje marzenia, posługując w wiejskim klasztorze (pełnił wówczas funkcję stajennego).

Najtrudniejszy egzamin


Gdy Józef ukończył 22 rok życia, został przyjęty do grona „braci świeckich”, którzy składali śluby, ale nie ubiegali się o święcenia kapłańskie. Przełożeni zobaczyli, że Józef pilnie czyta książki (chcąc nadrobić zaległości z powodu niezawinionego nieuctwa) i że staje się człowiekiem bardziej zaradnym. Dali mu więc możliwość rozpoczęcia nauki, by w przyszłości mógł zostać kapłanem.

Kilka lat później złożył śluby wieczyste (stając się już na zawsze pełnoprawnym członkiem Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych). Po przebyciu drogi do kapłaństwa przed Józefem był najtrudniejszy krok: zdanie egzaminów. Bez nich nie można było otrzymać święceń. Józef zrobił wszystko, co mógł, żeby nauczyć się tego, co powinien był wiedzieć, a „ponieważ uważał się za bardzo słabego w czytaniu, wątpił w to, że znajdzie uznanie w oczach egzaminatorów” (wspominał później jego przyjaciel), dlatego przed egzaminami spędził całą noc na modlitwie w kościele Matki Bożej Anielskiej. Po serii nadzwyczajnych zdarzeń udało mu się zaliczyć wszystkie egzaminy. On sam przez całe życie wspominał, że został dopuszczony do święceń tylko i wyłącznie z łaski Boga i Błogosławionej Dziewicy. Przyjął je w 1628 r.

Walka z wadami i rozwijanie cnót


Kiedy Józef został kapłanem, nadal wykonywał zwyczajne posługi, takie jak: sprzątanie, praca w ogrodzie, pomoc w kuchni, zajmowanie się chorymi i pomoc w budowie nieukończonego jeszcze klasztoru. Oprócz tego długo się modlił, ubogacał się lekturą duchową, a przede wszystkim sumiennie wypełniał obowiązki wynikające ze święceń. Wielką wagę przywiązywał także do postu i pokutnego stylu życia. W ten sposób wyrabiał w sobie dobry charakter. Na początku największym problemem był dla niego ślub ubóstwa. Warto przypomnieć, że Józef wychowywał się w wielkiej biedzie. Teraz jego sytuacja materialna znacznie się poprawiła i zaczął odczuwać silne przywiązanie do wygody. Gdy zauważył swój problem, rozpoczął długotrwałą walkę (pełną wzlotów i upadków), aby móc coraz bardziej naśladować ubóstwo Chrystusa i całkowicie oddać się na służbę Bogu.

Pierwsza lewitacja


Przełomowym wydarzeniem w życiu Józefa była zdarzenie, które miało miejsce 4 października 1630 r. w Kupertynie. W tym dniu zakon franciszkański obchodzi uroczystość ku czci św. Franciszka. Z tej okazji Józef pojechał do Kupertynu, aby przewodniczyć uroczystościom. Podczas procesji, która wchodziła do kościoła, Józef wpadł w stan zachwycenia i kontemplacji, i uniósł się w obecności wiernych ponad ziemię, pozostając tak jakiś czas nieruchomo. Wtedy usłyszał wewnętrzny głos, który wezwał go do radykalniejszego ubóstwa. Od tamtej pory Józef podjął szereg zmian w swoim dotychczasowym życiu, aby być bliżej Boga, którego tak bardzo kochał. W ciągu całego jego życia udokumentowano w sumie siedemnaście przypadków lewitacji. Istnieje wiele świadectw, że z tego stanu mogło go wyprowadzić jedynie polecenie przełożonego.

Czasy cudów i czasy próby


Niezwykły charyzmat Józefa wywoływał u ludzi niezwykły podziw. Przychodziły do niego wielkie tłumy, a na Mszach św., które odprawiał, kościoły były wypełnione po brzegi. Józef, oprócz daru lewitacji, miał wiele innych darów, takich jak: dar uzdrawiania chorych, dar widzenia spraw odległych w czasie i przestrzeni (np. przewidział wybór konkretnego człowieka na papieża, przewidział śmierć synów pewnej kobiety, dużo wcześniej wiedział o śmierci papieża, niż to ogłoszono), dar jasnego mówienia o Bogu (mimo swego nieuctwa potrafił wyjaśniać tajemnice wiary z wielką łatwością), dar bilokacji, dar wejrzenia w głąb serca ludzkiego (potrafił odkrywać największe tajemnice duszy tych, którzy do niego przychodzili, wiedział, czy ktoś jest w stanie łaski, czy grzechu).

Przez to wszystko Józef zaczął zwracać na siebie coraz więcej uwagi, dlatego Święte Oficjum (ówczesna Kongregacja Nauki Wiary) postanowiło zbadać przypadek tego niezwykłego człowieka. Józef musiał udać się do Rzymu, by wyjaśnić źródło tego zachowania (szczególnie dar lewitacji wzbudzał w niektórych osobach pewne wątpliwości: oskarżano go, że to tylko sprytne sztuczki). Ostatecznie orzeczono, że źródło jego zachowania jest nadprzyrodzone i pochodzi od Boga. Jednak mimo to przenoszono go z klasztoru do klasztoru, izolowano od innych, a nawet ukrywano w klasztorach kapucyńskich. Ta tułaczka była dla niego prawdziwą próbą i ciężkim doświadczeniem. W końcu pozwolono mu powrócić do klasztoru franciszkańskiego w Osimo, gdzie przebywał do śmierci, czyli do 17 września 1663 r. Niecałe 100 lat później Józef został beatyfikowany, a w 1767 r. kanonizowany przez papieża Klemensa XIII.

Postać i życie św. Józefa z Kupertynu pokazuje każdemu z nas, że nigdy nie można tracić nadziei w spełnianiu swoich marzeń. Nawet pośród licznych życiowych porażek i trudnych sytuacji, na które nie mamy wpływu, nie wolno się poddawać, ale konsekwentnie iść tam, gdzie woła Bóg, bo to właśnie tam znajdziemy szczęście. Tak znalazł je św. Józef z Kupertynu.